Dużo uwagi poświęca się ostatnio lokalizatorom GPS stosowanym do namierzania pojazdów. Przedstawia się je jako cudowne rozwiązanie problemu kradzieży. Nie ważne jaką metodą auto zostanie skradzione – na walizkę, lawetę czy poprzez najzwyklejsze włamanie – dzięki lokalizatorowi odnajdziemy swoje cztery kółka. Mimo iż ta metoda zabezpieczenia samochodu ma swoje niewątpliwe zalety, trzeba mieć jednak świadomość, że nie jest idealna. Dlaczego?
Lepiej zapobiegać niż leczyć
W branży medycznej jest takie porzekadło, że lepiej zapobiegać niż potem zmagać się z dotkliwymi skutkami choroby. Można je bezpośrednio odnieść również do motoryzacji – zarówno dbałości o nasz pojazd, jak i do ewentualnego incydentu jego kradzieży. W tym ostatnim przypadku najskuteczniejsze są bowiem metody, które nie pozwolą złodziejowi odjechać z miejsca, w którym zaparkowaliśmy auto.
Oczywiście nie ma metod, których ostatecznie – mając cały możliwy sprzęt i mnóstwo czasu – nie dałoby się obejść, ale są też takie, których złamanie jest zbyt czasochłonne, by opłacało się ryzykować. Przykładem takiego rozwiązania jest immobilizer CAN, który nie pozwala odpalić auta osobie nieuprawnionej. Dobrze sprawdza się też zastosowanie kilku różnych blokad na raz – na skrzynię biegów, kierownicę i koła. Immobilizer jest praktycznie nie do pokonania, a przepiłowanie wszystkich założonych blokad byłoby czasochłonne i głośne, co najprawdopodobniej zwróciłoby uwagę przechodniów czy sąsiadów.
Dobrze skonfigurowany alarm z założenia powinien również działać w ten sposób – ma głośnym sygnałem odstraszyć złodzieja, zanim ten dostanie się do wnętrza samochodu. Aczkolwiek ciężko jest polecić ten rodzaj zabezpieczenia bez względu na stopień zaawansowania sprzętu. Chyba nie ma łatwiejszego do pokonania środka prewencyjnego. Poradzi sobie z nim nawet średnio wprawny złodziej. Nie wspominając już nawet o tym, że włączający się bez powodu alarm tylko denerwuje sąsiadów i też sami przestajemy w końcu zwracać na niego uwagę.
Złodzieje mają swoje sposoby
Wracając do lokalizatorów GPS, rozwiązanie to nie jest nowe i złodzieje zdążyli już znaleźć na nie swoje sposoby. Jednym z popularniejszych są zagłuszacze sygnału GPS, które stanowią wyposażenie walizki każdego zawodowca. Drugim, trudniejszym sposobem – ale nie aż tak ciężkim, jak mogłoby się wydawać – jest zlokalizowanie w samochodzie urządzenia, które nadaje sygnał. Właściciele są dość przewidywalni pod tym względem – umieszczają lokalizatory w typowych miejscach, takich jak kieszeń drzwi kierowcy, schowek i (nieco rzadziej) pod jednym z siedzeń. Czasem złodziejowi wystarczy chwila, by odnaleźć nadajnik i odłożyć go na pobocze. Jest i trzecia metoda, najbardziej wymagająca, ale również skuteczna – jest to zamknięcie auta w metalowym “pojemniku”, czyli np. kontenerze, garażu i dopiero wtedy rozebranie go na części i zutylizowanie lokalizatora. Metalowa “puszka” dobrze odcina zasięg lokalizatora.
Jak działają zagłuszacze?
Pierwotny cel wynalezienia zagłuszarek był szczytny – przeciwdziałanie podsłuchom na spotkaniach biznesowych czy rządowych. Potem zastosowanie znalazły też w teatrach i kinach, zapobiegając niechcianym połączeniom na widowni. Niestety zainteresowali się nimi także złodzieje aut, dzięki czemu ostatecznie udało im się uporać się z systemami monitoringu montowanymi w samochodach.
Zagłuszarki sygnału to dość skomplikowane urządzenia. Różnią się między sobą m.in. mocą sygnału, zakresem częstotliwości i liczbą pasm, które są w stanie zakłócić – od kilku do nawet kilkunastu w droższych modelach. Mimo swojego skomplikowania są niestety bardzo łatwo dostępne w internecie (czy są legalne – to już zupełnie inna kwestia).
Działanie zagłuszarki polega na zagłuszaniu (utrudnianiu i uniemożliwieniu) sygnału wysyłanego przez urządzenie lokalizujące umieszczone w pojeździe. Ze względu na fakt, że większość lokalizatorów dostępnych na rynku wykorzystuje do ustalania pozycji GPS, złodzieje mają ułatwione zadanie. Wiedzą, która zagłuszarka sprawdzi się w większości przypadków. Teoretycznie działanie zagłuszarki można zarejestrować, ale potrzebne są do tego urządzenia o wartości porządnego, nowego samochodu, więc raczej nieosiągalne dla normalnego posiadacza pojazdu.
Czy więc warto kupić lokalizator?
Warto zaopatrzyć się w lokalizator GPS, ale zawsze w połączeniu z inną metodą antykradzieżową. W naszej opinii najlepiej, a wręcz niezawodnie, działa połączenie immobilizera z lokalizatorem GPS. Immobilizer CAN, np. ten model, zapobiegnie przed kradzieżą, odcinając możliwość odjechania autem – więc tak naprawdę w 99% lokalizator nie będzie już potrzebny. Gdyby jednak zdarzyło się tak, że złodziej zorientuje się, że upatrzonym autem nie da się odjechać i wezwie posiłki np. w postaci lawety – mamy w zanadrzu urządzenie dodatkowe. Po sforsowaniu pierwszego zabezpieczenia, na pewno nie będzie spodziewał się, że mamy w pojeździe drugie, które działa już po fakcie kradzieży. Niewielki odsetek posiadaczy aut stosuje niefabryczne zabezpieczenia antykradzieżowe, nie mówiąc już o dwóch na raz!
Jeśli planujemy wybrać jedno, dobre zabezpieczenie, to stanowczo takie, które zapobiega kradzieży, a nie pomaga odnaleźć auto po niej. Nawet jeśli się to uda, może być ono już wtedy rozebrane na części lub zniszczone. Szkoda też naszego stresu związanego z utratą auta i jego poszukiwaniami. Odpowiadając na zadane we wstępie pytanie, lokalizator GPS to dobry pomysł, ale nie zapobiega kradzieży. Dlatego najlepiej mieć dwa zabezpieczenia – główne, takie jak immobilizer CAN i wsparcie pokradzieżowe w postaci lokalizatora.